„Pan rzeczywiście zmartwychwstał” (Łk 24,34)
Moi rodzice rzadko chodzili do kościoła. Od czternastego roku życia coraz rzadziej brałem udział we Mszy św. i coraz rzadziej przystępowałem do sakramentów. Początkowo w kościele siedziałem w pierwszej ławce, później siadałem coraz dalej, aż w klasie ósmej znalazłem się za drzwiami. W ósmej klasie chodziłem do kościoła z przymusu. W szkole średniej chodziłem do kościoła rzadko. Od dwóch lat przestałem chodzić zupełnie. Od ósmej klasy zacząłem słuchać zespołów rockowych, później hard-rockowych, jeszcze później metalowych i od trzech lat heavy metal. W szkole średniej zacząłem się interesować astrologią, ufologią, życiem po życiu, przepowiedniami (Nostradamusem). Bardzo rozczytywałem się w literaturze ufologicznej. Na lekcje religii zawsze chodziłem, ale nie miały one na mnie wpływu. Pod wpływem ufologii straciłem wiarę w Boga, stałem się ateistą. Wierzyłem jednak w istoty pozaziemskie. Zainteresowałem się spirytyzmem. Chciałem nawiązać kontakt ze światem duchów.
W drugiej klasie, pod wpływem muzyki death metal zacząłem wpadać w stany przygnębienia, w mroczny nastrój. Słuchając tej muzyki wyobraźni narzucały się obrazy ciemnego, mrocznego świata, śmierci, czerwonych płomieni, ginących ludzi. Jednocześnie pojawiło się jakby w moim wnętrzu imię szatana. Wtedy przeczytałem biblię satanistyczną i wszystkie dostępne mi informacje na temat satanizmu. Dowiadywałem się od autorów satanistycznych - głównie z internetu - że światem rządzi szatan. Jego dziełem są wojny, przemoc, nieszczęścia a jednocześnie przekonywano mnie, że mogę być kimś, wyższym od przeciętnych ludzi, że mogę mieć siłę, korzystać nieograniczenie z wszystkich naturalnych instynktów. Mocno podkreślano, że człowiek jest zwierzęciem i że musi walczyć o przetrwanie. Szatan obiecywał mi wywyższenie i pokonanie wszystkich na mojej drodze. Tu weszła muzyka black metal. Ta muzyka jest tworzona na chwałę szatana. Zachęcała ona mnie do agresji i budziła poczucie siły duchowej. Chciałem iść własną drogą, do której zachęcał szatan, chciałem posiąść siłę nadprzyrodzoną, siłę wzroku, możliwość wpływania na innych ludzi. Chciałem zapanować nad rzeczywistością, mieć asa w rękawie. Rzeczywiście czułem się wyższy od innych.
Zacząłem praktykować medytację. Miała ona na celu zbieranie energii duchowej. Pod koniec drugiej klasy byłem już uzależniony od muzyki black metal i od satanizmu. Pod wpływem tekstu pewnej piosenki zaprosiłem szatana do siebie. Powiedziałem: „Come and take my soul!” Poczułem, że coś we mnie wstępuje i zauważyłem, że w moich oczach pojawiło się jakieś zło, nienawiść. Czułem się pełen siły. Pokochałem ciemność, ciemny kolor, wolałem przebywać w pomieszczeniach ciemnych. W przypadkach stresu, niepowodzeń w szkole czy w domu, słuchałem muzyki, zapominałem wtedy o całym świecie. Wydawało mi się, że wychodzę z ciała i zstępuję w dół, w mroczne światy, mroczne zastępy. Z czasem zatraciłem sens życia. Nie potrafiłem cieszyć się, kochać. Kiedy podczas słuchania muzyki zamykałem oczy, widziałem przerażające obrazy. Szatan nic nie wspominał mi o raju, tylko mówił mi o swojej władzy. Słowami piosenek zapewniał mnie, że w jego domu nikt nie musi się nikomu kłaniać. Zaczął mnie też zniechęcać do Boga i do Kościoła, wyśmiewał się z religii.
Pewnego dnia zwróciłem się do Boga z krzykiem: Dlaczego mi nie pomagasz? I powiedziałem, że Go odrzucam. Około pół roku temu zaczęły mnie nachodzić myśli samobójcze. Przestały mnie pasjonować obietnice szatańskie. Zacząłem uciekać z domu. Doszło do tego, że wziąłem nóż do ręki, aby odebrać sobie życie. Jakaś siła jednak wytrąciła mi nóż z ręki. Wtedy szatan zaczął mi podpowiadać, że nikt mu nie ucieknie, że się mu nie wyrwę. W takim stanie załamania ktoś namówił mnie, abym wziął udział w rekolekcjach zamkniętych, tzw. kursie Filipa. Zgodziłem się. Ale w dzień rozpoczęcia kursu wszystko układało mi się jak najgorzej, abym tylko tam nie trafił. Szatan chyba wiedział, że jeśli pójdę na kurs, to przegra z Jezusem. Przed wejściem na salę ogarnął mnie wielki lęk, zacząłem się trząść i chciałem uciec. Ale zostałem. Poszedłem do spowiedzi (po kilku latach). Kiedy znalazłem się przed księdzem, przez kilka chwil nie mogłem się odezwać. Po spowiedzi nie mogłem spać całą noc.
Następnego dnia poszedłem do Komunii św. Po Komunii poczułem, jakbym miał serce z kamienia, które napełnia się życiem. Potem były modlitwy wstawiennicze z nałożeniem rąk. Kiedy podszedłem do kogoś z ekipy z prośbą o modlitwę, zapytano mnie o imię, a ja nie mogłem się odezwać, po chwili upadłem. Poczułem, że siła szatana, którą miałem, opuszcza mnie, czułem jakbym wyszedł z ciała. Zobaczyłem wielką światłość i Postać Jezusa. Poczułem, że szatan, który żył we mnie, chciał uciec. Miałem świadomość jakby walki między Jezusem a szatanem. Zacząłem wić się po parkiecie jak wąż. Po zakończeniu Mszy św. ksiądz w obecności kilku osób odprawił nade mną egzorcyzmy, w czasie których upadłem. Wydawało mi się, że Jezus odbiera ode mnie wszystko, co dał mi szatan i napełnił mnie Duchem Świętym. Usłyszałem wtedy głos: „Idź i nie grzesz więcej!” Ukląkłem i razem z innymi zacząłem modlić się i uwielbiać Chrystusa.