UZDROWIENIE Z NOWOTWORU

ŚWIADECTWO BARBARY

Naprawdę nie wiem, jak to wszystko się zaczęło?! Jako dziecko nie byłam może okazem zdrowia, ale stałam się nim na pewno, kiedy osiągnęłam pełnoletność. Najcięższą chorobą jaką przeszłam w moim dorosłym życiu była grypa pokarmowa, a najsilniejszym lekiem jaki kiedykolwiek spróbowałam był ibuprom.

- To guz - padła diagnoza pierwszego lekarza - jego rozmiar to 3,5x3,0 cm. Musimy pobrać tkanki, aby ocenić, czy jest złośliwy. Proszę stawić się na zabieg.

Przyznaję, że bardzo mi się nie chciało jechać. Jednak zebrałam się w sobie i na dwa dni przed operacją odwiedziłam Świętą Mamę.

Kiedy się obudziłam po narkozie zobaczyłam las wiszących nade mną kroplówek. Byłam również podłączona do wielu aparatów medycznych. Coś faktycznie było nie tak.
- Pani Barbaro - odezwał się ordynator nerwowo kręcąc dłońmi młynki - jest problem. To nie był zabieg, ale pełna 5. godzinna operacja. Usunęliśmy guz, który rozrósł się do wielkości 6,5x5,5 cm. Zagrażał Pani życiu. Niestety przy okazji popełniliśmy klika błędów. Przykro mi.

Błędy, które "pojawiły się" w czasie operacji spowodowały cały szereg poważnych komplikacji na zdrowiu. Stało się jasne, że potrzebna będzie operacja naprawcza. Problem polegał na tym, że nikt nie chciał się tego podjąć.

- Wie, Pani - odezwał się smutno siedzący naprzeciwko mnie lekarz wojskowy - całe moje życie łatałem żołnierzy po rozmaitych działaniach wojennych, ale czegoś takiego to nie widziałam w całej mojej praktyce lekarskiej. Ja nie wiem, jak ja mam Panią operować?! Tu nie ma do czego przyszywać! Oni wszystko zniszczyli. Osuwają się już narządy wewnętrzne. Jeżeli serce się osunie, to nastąpi śmierć. Zasadniczo, każdy Pani krok może być tym już ostatnim w Pani życiu.

- Panie doktorze - odezwałam się zrozpaczona - ja Pana bardzo proszę, niech mnie Pan nie odsyła. Ja nie mam już innej opcji. Wszyscy się boją mnie operować. Powiedzieli, że tylko lekarze wojskowi mogą jeszcze cokolwiek tu zrobić.

- Pani Basiu - zaczął spokojnie i delikatnie lekarz

- Nie - przerwałam mu natychmiast - Niech Pan posłucha. Ja się będę modlić. A ze mną będą się modlić znajomi ze wspólnoty Marana Tha. A Pan będzie robił swoje. Damy radę!

Spodziewałam się, że wojskowy lekarz popuka się w głowę lub się roześmieje. Nic takiego się jednak nie stało. Wpatrywał się we mnie milcząco przez dobre 2 minuty. Po czym powiedział:

- Zgoda, podejmę się tej operacji. Może uda się jakoś wkleić siatki stabilizujące. Droga Pani proszę pamiętać, żadnych innych operacji być nie może. W przeciwnym razie grozi Pani kalectwo.

Po wyjściu od lekarza, natychmiast zadzwoniłam do Beaty i Pawła, animatorów z grupki św. Pawła - grupki ze wspólnoty Marana Tha z Gdańska - Żabianki.

- Basia - powiedziała spokojnie Beata - będziemy się modlić. Włączę Cię natychmiast na listę alarmową modlitw. Taką, na której są osoby z trudnymi sprawami. Będzie wszystko dobrze.

Przeddzień operacji udałam się jeszcze na wizytę kontrolną do pierwszego lekarza.

- Pani chyba sobie żartuje?! - odezwał się poirytowany lekarz - żadna siatka, żadna operacja! Czy Pani wie, że ma Pani kolejnego guza? Rozmiary 4,5x4,1 cm. On się zaraz wyleje, a wtedy czeka Panią śmierć. Jutro rano będzie Pani operowana u nas na oddziale. Lepiej zostać kaleką i jeździć na wózku inwalidzkim, ale żyć!

- Nie - odezwałam się twardo - Z guzem mogę jeszcze pożyć może z tydzień, a nawet z miesiąc. Ale, gdy osunie się serce to nie będzie dla mnie już żadnego ratunku. Jadę na operację siatek!

Wróciłam do domu i po prostu pękłam, zalałam się łzami. Nie miałam już sił. Czułam jak śmierć deptała mi po piętach. A ja coraz bardziej słabłam.

- Jezu, nie dam już rady. Czego Ty ode mnie chcesz? To trwa już rok. Mam wybrać sobie rodzaj śmierci? - wykrzyknęłam zrozpaczona; kiedy się uspokoiłam dodałam - Panie Jezu pójdę za Tobą. Jeśli chcesz abym została kaleką i to jest droga, którą dla mnie wybrałeś, to ja się na nią zgadzam. A jeśli uważasz, że nadszedł czas, abym już z tego świata odeszła, to masz moje przyzwolenie. Jednakże wiem Jezu, że wystarczy Twoje jedno słowo, abym została uzdrowiona. Święty Tato, wierzę że Ty mnie uzdrowisz. Ja Ci wierzę.

Nie nastąpił żaden spektakularny przełom. Natomiast zadzwoniła Beata z Marana Tha.

- Basia, jeżeli z nami Bóg, to kto przeciwko Nam?! Będziemy się modlić o cud. Dzwonię do znajomych.

Potem posypały się telefony od innych osób z Marana Tha: Moniki, Grażyny, Izy itp., włączyła się wspólnota Moriah ze Szkoły Nowej Ewangelizacji, a następnie dołączyła Wspólnota Franciszkańska z Gdyni Chyloni - Modlimy się o cud! - brzmieli jednym głosem.

Wczesnym rankiem spotkałam się z lekarzami wojskowymi. W ich oczach widziałam niepewność, a nawet strach. Operacja trwała długo. Kiedy się obudziłam zobaczyłam nad sobą uśmiechnięte twarze lekarzy wojskowych. A lekarz prowadzący powiedział:
- Cudem udało się złapać kilka tkanek. Zabezpieczyłem wszystkie narządy wewnętrzne i serce też.

Ulga, po prostu ulga! Kilogramy stresów spłynęły ze mnie w jednej chwili.

Dwa dni później będąc jeszcze w szpitalu udałam się do przyszpitalnej kapliczki na Msze św. Czułam się dobrze, dopóki nie przekroczyłam progu kapliczki. Potem ból przeszył mnie na wskroś. Czyżbym za szybko wstała z łóżka? Kiedy wróciłam na oddział po Mszy św., ból był już nie do wytrzymania i "postawił na nogi" cały oddział chirurgii wojskowej. Posypały się silne leki przeciwbólowe i kroplówki. Rano, gdy wciąż trwał "stan alarmowy" do mojego pokoju zapukał Ksiądz z Komunią Świętą dla chorych.

- Pamiętam Panią! Była Pani wczoraj w kapliczce - odezwał się uśmiechnięty Ksiądz - podczas Mszy św. czułem, że Pan Jezus Panią uzdrawia. Czy Pani nic nie czuła? Żadnego bólu?

Otworzyłam usta ze zdumienia. Zatkało mnie. Tego samego dnia zrobiono szereg badań w tym badanie USG. Wyniki badań potwierdziły, że guz znikł. Nie rozlał się. Po prostu znikł

Wychodząc ze szpitala rozejrzałam się wokół siebie. Chyba powinnam podziękować Panu Jezusowi, ale ja nie wiedziałam od czego zacząć? I przypomniałam sobie drwiny koleżanki z pracy:

- Nie ma po co przedłużać Ci umowy o pracę przecież i tak wkrótce wyciągniesz nogi.

- Będziesz żyć - usłyszałam potężny, ale ciepły i troskliwy, męski głos. Usłyszałam go, tak jak słyszę każdego innego człowieka, który do mnie przemawia. Tyle, że usłyszałam go wewnątrz siebie. Tego głosu, nie da się pomylić z żadnym innym. Jest jak dotknięcie najczystszej postaci prawdy, która niesie za sobą spokój i miłość - Będziesz żyć - powtórzył z naciskiem - To ja wyznaczam długość życia i nikt inny. Bo to ja jestem Pan.

Wiecie, nie boję się już śmierci. W ogóle się jej nie boję. Nie umrę, lecz będę żył i głosił dzieła Pańskie (Ps 118, 17). A grupka św. Pawła z Marana Tha? Oni naprawdę mają charyzmat modlenia się! Szczególnie modlenia się za chorych! Wymodlili cud. Prawdziwy cud.

Panie Jezu jesteś naprawdę wielki! Tobie chwała i cześć.

Barbara

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
92 0.087629079818726