Wielu ludzi sądzi, że zły duch jest wytworem ludzkiej wyobraźni: człowiek uosobił zło, które go dotyka i które przerasta jego siły. Według nich nie ma osobowego zła. Według innych zły duch może nawet istnieje, ale Chrystus już go zwyciężył i nie odgrywa on żadnej roli w życiu człowieka: człowiek jest źródłem zła. Biblia jednak mówi co innego. Według św. Pawła musimy w życiu na ziemi staczać walkę z potężnymi istotami duchowymi. W liście do Efezjan pisze on: Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich (Ef 6,12).
Św. Piotr świadomy zagrożeń ze strony złego ducha ostrzega wiernych: Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć (1 P 5,8).
Istnieją całe legiony złych duchów, wysoce inteligentnych które mogą wpływać na nas. Chcą one narzucić nam swoją władzę, oderwać od Boga, stać się dla nas bogiem. Są one w najwyższym stopniu niebezpieczne, ponieważ kierują się tylko nienawiścią. W jednym z dialogów z Żydami Jezus nazwał złego ducha „zabójcą” oraz „ojcem kłamstwa” (J 8,44).
Manipulacje pseudoprawdami (wpływ na intelekt)
Pierwsze starcie Jezusa ze złym duchem nastąpiło zaraz po chrzcie w Jordanie. Jezus został wyprowadzony przez Ducha Świętego na pustynię. Tam pościł przez czterdzieści dni i tam przyszedł do niego szatan. Po co przyszedł? Aby wybadać, kim Jezus jest – a jeżeli jest obiecanym Mesjaszem, aby narzucić Mu swój plan zbawienia. Trzeba powiedzieć, że plan szatana był logiczny: przemień kamienie w chleb – przecież jesteś głodny. Daj chleb ludziom, jest tylu głodnych! Jeśli ich nakarmisz, pójdą za Tobą.
Ale Jezus wie, że ani chleb ani inne dobra materialne nie mogą nam wystarczyć. Człowiek nie jest z samej gliny, ma jeszcze w sobie ducha i nie będzie szczęśliwy, dopóki jego duch nie zjednoczy się z Duchem- swoim Stwórcą.
Szatan chce zatrzymać człowieka na płaszczyźnie doczesności, w świecie materii, podsuwa mu „wspaniałe” mity.
Jeszcze do niedawna wielu wierzyło w takie mity, jak np. szczęśliwe społeczeństwo bezklasowe – i bez religii, dyktatura proletariatu, religia to opium dla ludu. Dzisiaj szatan propaguje nowe mity: New age – pokój i braterstwo bez potrzeby nawrócenia się do Dziesięciu Przykazań, możliwość samozbawienia się, możliwość nawiązania kontaktu z duchami – przewodnikami w kosmosie.
Zły duch stara się przekonać człowieka, że zasady etyczne zakodowane przez Boga w psychice człowieka są złe, że to, co jest przeciwko życiu i przeciwko naturze, jest właśnie dobre, służy człowiekowi. Mam tu na myśli aborcję, eutanazję, homoseksualizm, małżeństwa jednopłciowe, związki mężczyzny i kobiety bez żadnych zobowiązań. Istnieją obecnie dosyć znaczące grupy społeczne, które tego rodzaju praktyki próbują logicznie uzasadnić i uważają je za szczyt osiągnięć cywilizacji.
Szatańskie mity noszą bardzo często naukowe terminy: psychotronika, parapsychologia, astrobiologia, astropsychologia, homeopatia, metoda Silvy, Systemowe ustawianie rodzin metodą Berta Hellingera, bioterapia, medycyna niekonwencjonalna, reiki, radiestezja, chromoterapia, regresing, rebirthing, pozainwazyjne metody poznawania człowieka, hipnoza, numerologia itd. Naukowa terminologia, a chodzi o to samo, o znaną od czasów zamierzchłej starożytności magię, czyli posługiwanie się mocą złego ducha.
Dlaczego tak wielu ludzi otwiera się na manipulacje złego ducha psudoprawdami, dlaczego tak łatwo przyjmuje kłamstwa jako prawdę? Wróćmy do wspomnianego już opowiadania z Ewangelii.
Po odrzuceniu przez Jezusa pierwszej pokusy na pustyni, szatan kusi Jezusa łatwym sukcesem: rzuć się ze szczytu świątyni, a wszyscy uwierzą. Jest w tym logika, przecież Jezus chce, aby uwierzono w Jego misję. Potem podsuwa trzecią pokusę: oddaj mi pokłon, a wszystko, co widzisz, będzie twoje. Pragnienie zdrowia za wszelką cenę, pragnienie sukcesu za wszelką ceną, żądza władzy i bogactwa – oto istotne powody, dla których tak wielu poddaje się manipulacjom demonicznym.
Pewnego razu przyszli do mnie: mężczyzna i kobieta ze swoja córką, uczennicą szkoły średniej i mówią, że ich córka jest chyba opętana. Dziewczyna stoi spokojnie, nie okazuje żadnego lęku – a trzeba wiedzieć, że osoby opętane na ogół bardzo boją się księdza, zwłaszcza egzorcysty. Pytam się, w czym się przejawia to opętanie. Rodzice odpowiadają: córka nie może się uczyć, byłą najlepszą uczennicą w klasie, obecnie jest najgorszą, nie może nic zapamiętać, skupić się, czuje, jakby ktoś ciągle się w nią wpatrywał, ten „ktoś” wszędzie jej towarzyszy, coraz bardziej się go boi. Razi ją światło, w ciągu dnia zasłania okna. Zauważyliśmy też – mówią dalej – że boi się modlitwy, kiedy modliliśmy się za nią, wpadła w szał.
Objawy przypominają zniewolenie, ale żeby być pewnym, trzeba znaleźć przyczyny zaatakowania przez złego ducha. Z krótkiego wywiady wynika, że dziewczyna nie miała kontaktu z magią, wróżbiarstwem ani spirytyzmem, natomiast trafiła w Internecie na stronice satanistyczne i zaczęła się w nich rozczytywać. Przeczytała „Biblię Szatana” de la Vey’a i uwierzyła, że szatan nie jest wcale zły, przeciwnie, jest przyjacielem człowieka i chce jego dobra. Uderzyło ją znalezione na tych stronicach hasło: „Co ci dał Bóg? Ja ci dam więcej”. Zapragnęła daru od złego ducha i zwróciła się do niego z prośba o dar. Po jakimś czasie zaczęła odczuwać czyjąś obecność.
Kiedy położyłem rękę na jej głowie, natychmiast upadła do tyłu. Był to wyraźny znak zniewolenia.
Świadectwo numerologa.
„Aby nauczyć się uzdrawiania wstąpiłam do „akademii życia”. Tam rozpoczęłam kursy: pozytywnego myślenia, relaksu, polarity i akupresury oraz medytacji o nazwie doskonalenie umysłu według Silvy. W tym czasie nie chodziłam już do kościoła. Uzdrawiać się nie nauczyłam. Po niedługim czasie zapisałam się na kurs posługiwania się i leczenia wahadłem. Przyrząd w moich rękach poruszał się jak oszalały. Czułam się wyróżniona i utalentowana. Miałam ponoć dobre wyniki. Dość szybko fascynacja wahadłem minęła, ponieważ doszłam do wniosku, że odpowiedź znam wcześniej niż wahadło pokaże. Efektów leczniczych też nie zauważyłam. Nadal byłam odwrócona od Boga, nie chodziłam do kościoła. Zdjęłam też ze ściany krzyż, bo na jakimś spotkaniu dowiedziałam się, że niesie nieszczęścia, powoduje trudności i pomnaża niepowodzenia. Jego miejsce zajął posążek Buddy. Zaczęłam wierzyć w reinkarnację. Nauczyłam się wróżenia z kart, sporządzania horoskopów astrologicznych i numerologicznych, znaczenia run, zdejmowania uroków jajkiem. Nadal nie kojarzyłam tego ze złym duchem. Myślałam, że pomagam ludziom i to jest dobre.
Byłam zapraszana na targi ezoteryczne, ale źle tam się czułam, nie chciałam przyjmować klientów, bo ci ludzie ślepo wierzyli we wszystko, co usłyszeli o sobie. 20 lat po odwróceniu się od Boga wstąpiła we mnie jakaś „siła”. Bez powodu (nie wiem, co mną kierowało) wyrzuciłam z domu okultystyczne książki, posążek Buddy, remedia feng-shui, wahadła, karty, amulety, talizmany. Poczułam wielką ulgę. Przebudzenie nastąpiło w czasie czytania książki katolickiej. Z jej lektury dowiedziałam się, że pod pozorem dobra uczyniłam wiele zła.
Zrozumiałam, że jeśli chcę pojednać się z Panem Bogiem to w pierwszej kolejności potrzebuję spowiedzi generalnej. Do spowiedzi przystąpiłam po ośmiu miesiącach przygotowania i całkowicie zerwałam z okultyzmem”.
Świadectwo praktykującego reiki
„Mając dwadzieścia lat wyjechałem do Niemiec i tam na studiach odszedłem od wiary w Boga. Spodobał mi się New Age, w ogóle ezoteryzm. Zrobiłem kurs radiestezji, reiki, przeszedłem inicjację reiki pierwszego stopnia. Poznałem pewnego mistrza sztuki walk wschodnich, który wprowadził mnie w świat postrzegania energii. Przez piętnaście dni pod jego kontrolą praktykowałem Chi-gong oraz medytację wschodnią. Przez dwa lata bardzo intensywnie zajmowałem się radiestezją, szukałem żył wodnych i stawiałem diagnozy lekarskie. Zauważyłem, że praktyki te odbierały mi energię życiową. Energię tą starałem się odzyskać przy pomocy bliskich mi w kręgu ezoterycznym ludzi oraz sztucznie przez piramidy. Wydawało mi się, że te sposoby skutkowały. Przy pomocy piramid oczyszczałem się. Byłem w wolnym związku z pewna kobietą, która też praktykowała radiestezję i spirytyzm. W oparciu o zdobytą wiedzę ezoteryczną zacząłem uzdrawiać innych i wskazywać drogę do uzdrawiania. Pewnego razu przyszedł do mnie człowiek z prośba o uzdrowienie z codziennych wymiotów. Od niego zaraziłem się złą energią, która spowodowała moje załamanie. Zaczął męczyć mnie lęk. Miałem wrażenie, że w mieszkaniu nie jestem sam, że towarzyszą mi złe duchy. Nieustannie przepalały mi się żarówki, komputer przestał funkcjonować. Później przed snem zacząłem widzieć diabły – potwory. Pewnej nocy doszło do kryzysu. Czułem wokół siebie jakby złą, ciemną chmurę, która mnie atakowała, serce przeszył mi ostry ból, jakby ktoś przebił mnie ostrym narzędziem. Nie mogłem oddychać, dusiłem się. Myślałem, że za chwilę umrę. Wtedy przypomniałem sobie, że kiedy byłem na odwiedzinach w Polsce ktoś podarował mi różaniec, jaki dostałem z okazji pierwszej Komunii św. oraz medalik św. Benedykta. Rzeczy te leżały w szafie, uważałem, że są bez wartości. Teraz odnalazłem je, chwyciłem do ręki i zacząłem odmawiać modlitwę, którą pamiętałem: „Zdrowaś Maryjo”. Nie modliłem się do Jezusa, ponieważ nie wiedziałem, czy mogę. Zacząłem też wzywać na ratunek aniołów. Różaniec i medalik uratowały mnie. Poczułem, że mnie okrywa jakieś ciepło i usłyszałem wewnętrzny głos: „Masz szczęście, bo w dzieciństwie nie wstydziłeś się w na koloniach chodzić na Mszę św., kiedy było to zabronione. Kiedy inne dzieci spały, ty o szóstej rano razem z kucharkami szedłeś do kościoła na Mszę św. Jestem przy tobie. Nic ci się nie stanie. Wyobraź sobie Komunię św.” Zaraz też dręczenia ustały, nastąpiła cisza i spokój. Bardzo zapragnąłem znaleźć się przy krzyżu. W mieszkaniu nie miałem krzyża poza tym małym krzyżykiem przy różańcu, wybiegłem więc z mieszkania i usiadłem pod krzyżem przy kościele. Następnego dnia poszedłem do księdza w polskiej misji katolickiej i wyspowiadałem się. Bałem się jednak, że złe duchy wrócą. I rzeczywiście były jeszcze ataki, ale już nie takie mocne. Skończyły się dopiero wtedy, kiedy zacząłem odmawiać rano i wieczorem modlitwę, którą znałem z dzieciństwa „Aniele Boży, stróżu mój”. Wkrótce potem pojechałem do Polski. W Polsce przez pewien czas codziennie uczestniczyłem we wszystkich Msza św., we wszystkich kościołach w mieście. Dużo czasu spędzam na adoracjach Najświętszego Sakramentu. Od pół roku ataki złego ducha nie powtarzają się”.
Świadectwo praktykującego białą magię
„Jestem ciągle spięty, mam trudności w koncentracji, niechęć do życia, smutek, wyobcowanie ze środowiska. Tego stanu zacząłem doświadczać od dziewięciu lat.
Dziewięć lat temu zetknąłem się z tzw. „świątynią” z nurtu satanistycznego. Uprawiałem tzw. białą magię, nawet w ostry sposób. To się nazywało „bitwami umysłu”. Brałem udział w zebraniach grup nieformalnych, których celem było zwalczanie grup uprawiających czarną magię. Mieliśmy własny symbol. Odszedłem od nich po trzech latach, ale nadal uprawiałem białą magię – niby dla udoskonalenia własnego umysłu i dla osiągnięcia w przyszłości nirwany. Trzy lata temu, dokładnie tydzień przed środą popielcową, wydarzyło się coś ważnego: kolega poprosił mnie o oczyszczenie jego mieszkania od złego ducha, ponieważ dowiedział się, że się tym zajmuję. Następnego dnia przyszedłem do niego i zacząłem wyzywać złego ducha – i okazało się, że już więcej nie wrócił do tego mieszkania. Dokładnie w noc z wtorku na środę popielcową przyszedł do mnie ten duch, którego wyrzuciłem. Miał na imię Jonas. Był z dwoma innymi duchami, których nie widziałem, ale je wyczuwałem. Jonas ukazał mi się jako fioletowe światło (jak lampa jarzeniowa). Razem z tymi dwoma zażądał ode mnie mojej duszy jako karę za wyrzucenie go z mieszkania kolegi. Rzecz w tym, że nie spałem i całkiem dobrze widziałem go na jawie. Zacząłem odmawiać sentencje magiczne („wysokie imiona”), które miały odpędzać złe duchy. I w tym momencie poczułem, jakby coś wyrwało mi duszę. Wstałem, pobiegłem do pokoju rodziców. Mama się obudziła i zaczęła ze mną odmawiać różaniec. Najpierw odmawiała tylko mama, bo ja zapomniałem wszystkie słowa Ojcze nasz i Zdrowaś i nie mogłem ich wymówić. Modliliśmy się tak prawie do rana. Rano z mamą poszedłem do kościoła, wyspowiadałem się i przyjąłem Komunię św. Myślałem, że wszystko będzie w porządku, będę żył jak normalny człowiek, ale po trzech miesiącach zaczęły się problemy z chodzeniem do kościoła, z przystępowaniem do spowiedzi oraz z modlitwą. Myślałem, że to po prostu lenistwo, ale potem uświadomiłem sobie, że to może być głębszy problem. Tak było trzy lata.
Po modlitwie o uwolnienie, które miało miejsce dwa tygodnie temu, poczułem się znacznie lepiej, jakby uwolniony. Nie czułem nieprzyjemnej obecności czegoś złego. Co niedzielę przystępowałem do Komunii św., codziennie się modliłem. Do wczoraj wieczora. W nocy, tuż po zaśnięciu, poczułem jakby jakaś płachta okryła mnie całego i zaczęła dusić. Powiedziałem: Idź precz zły duchu, wracaj do piekła. I to opuściło mnie. Zasnąłem, ale po jakimś czasie jakby zwalił się na mnie cały legion. Zaczęły mnie te duchy miażdżyć. Jednocześnie opadły mnie myśli, że nie mam znikąd pomocy, że już po mnie. Zacząłem się modlić, odmawiać różaniec. I nagle pojawiło się światło, a duchy, których przedtem nie widziałem, tylko je czułem, zamieniły się w dwa ogromne czarne kielichy. Z tego światła wyłonił się chyba anioł i poprosiłem go, żeby zabrał sprzed moich oczu te kielichy – a on je zabrał i gdzieś odstawił. Wtedy obudziłem się cały czas się modląc. Poczułem radość. Pierwsza myśl była, że Bóg jest większy od tych złych duchów, że nawet cały legion nie da Mu rady. Czułem jednak, że jakaś część tych złych duchów jest przy mnie. Zadzwoniłem do rodziców, żeby się za mnie modlili, następnie ubrałem się i pojechałem do rodziców. Odmówiliśmy razem dziesiątkę różańca i poszedłem spać, bo to była godzina trzecia nad ranem. Obudziłem się spokojny”.
Świadectwo wróżki
„Około sześć lat zajmowałam się wróżeniem. Wróżyłam z kart, z ręki, z fusów, z figur geometrycznych. Karty działały na mnie jak narkotyk. Nie rozstawałam się z nimi. Gdy wchodziłam do księgarni, natychmiast rzucały mi się w oczy pozycje związane z wróżbiarstwem. Miałam sporą bibliotekę okultystyczną. Poznałam metodę medytacji Silwy, ale głęboko w to nie wchodziłam. Pociągało mnie też wywoływanie duchów. Wywoływałam je sporadycznie.
Byłam zawsze praktykującą katoliczką i nie przypuszczałam, że to może być grzechem. Pamiętam, że w miarę oddawaniu się wróżbiarstwu zaczęłam tracić radość, która mnie w młodości cechowała, a na rodzinę zaczęły spadać różne kłopoty, choroby, zaczęły się poważne problemy finansowe. Piętnaście lat temu otrzymałam od pewnego bioenergoterapeuty medalik Matki Boskiej oraz talizman, który miał mnie chronić przed chorobami. Jeszcze do niedawna go nosiłam.
Kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że powinnam poddać się modlitwom o uwolnienie od obciążeń okultyzmu. I tak zrobiłam. Modlitwy te spowodowały trudności w praktykach religijnych a także w życiu codziennym. W czasie modlitwy w domu i w kościele trzęsło mną, popadałam w dołki depresyjne, nie mogłam czytać Biblii, zaczęły nękać mnie różne choroby, nawet znalazłam się w szpitalu. Ale modlitwy te jednocześnie sprawiały, że czułam się psychicznie lepiej. Po dłuższym czasie, odzyskałam spokój i radość życia”.