Żółte słoneczniki śmieją się na ołtarzu
Tuż przy Panu
Nie możecie zachować powagi?
A one na to: Po co?
Jezus chce, abyśmy się śmiały
Nawet gdy pościsz – mówi Pan
„Namaść sobie głowę”, jakbyś szedł na bal
Spójrzcie na te kłopoty
Poupychane w workach modlitw
Serca cierpiące
Właśnie dlatego trzeba przynosić Panu
Trochę śmiechu
Na tym weselu zabrakło wina
W jakimś sensie
Ktoś młodej parze życzy szczęścia
Śpiew
Bez wina?
Zmiana nakrycia
Proszę, z tego półmiska
Ten, przekonany śmiesznie
Że wszystko wie
Mówi i mówi
Co? Że nie ma?
Jeszcze nie zauważył
A teraz tańce
Słowa z łąki radości
Gitara, jakieś klawisze
Jak zwykle
A jednak wina brak
Szukam Jezusa. Czy widzi?
Gdzie jest Maryja?
Nie zaproszeni?
Nie
Co będzie, gdy się skończy śpiew?
Nie musisz patrzeć za siebie
Badać przebytych dróg
Wracać do miast kolorowych świateł
Ani do wieczorów pod lasem
W towarzystwie gwiazd
Byłem tam, byłem
Ale idę z czasem
Krok w krok
Nie musisz odpowiadać
Na pytania sprzed lat
Komu?
Węzły się rozwiązały
Pękły sznury, nici się pozrywały
Nie nasłuchuj echa
Minionych rozmów
Nawet ze Mną
Bo Ja jestem tutaj
Jestem
Do kogo doszła wieść o narodzinach Maryi?
Powiem wam: do niewielu
A była trzy razy przedziwna
Gdy minie lat
Trudno określić dokładnie – ile
Bóg Ją pozdrowi przez wysokiego Anioła
O tym w ogóle nikt się nie dowie
Aż do czasu
„Nie ma bowiem nic zakrytego,
co by nie miało być wyjawione” (Mt 10,16)