Drewniana kaplica
Znajomy zapach z dzieciństwa
Drewniane promienie z małego słońca
Były pod dachem na każdej chacie
Wspomnienia czegoś
Nawet trudno powiedzieć czego
Wciągają w świat, którego już nie ma
Wiem, że to jest bez sensu
No więc tłoczą się już twarze
Z niedawnych dni
Idźcie na swoje miejsca!
Pod gotyckim łukiem
I oknem, którego szkło nie przepuszcza żadnych obrazów
Czekamy na znak
Stary hierarcha o miłej twarzy
Uśmiecha się do wszystkich
Jakby doszedł do celu
Może widzi coś, czego my nie widzimy?
Znak
W kościele pełnym złoconych figur
Uroczyste słowa błąkają się między filarami
Szukają ludzi
Błogosławieni, pomóżcie!
Wtem dziewczynka ze szkolnym plecakiem
Weszła niespodziewanie
Ciężkie drzwi – dała sobie radę
I nie patrząc na nas poszła do bocznej nawy
Jakby była umówiona z Najświętszym
Podwoiło się światło
Zegar wynieśli pobożni mnisi
Na szczyt ściany
Niech przypomina:
Czyń, co masz czynić, bo czas ucieka
Dzisiaj pozłacane ramiona
W środku dwunastu liczb
Zatrzymano
Aby żywym
Dzwon nie mącił pokoju
Ani rytmiczne stukanie wahadła
Ale i tak sprawdzi się
Hasło uśpionego:
„Jedna z nich będzie ostatnią”
Usiadłeś na kamiennej ławie
W porze, gdy wiatr roznosił
Zapach dojrzałych cytryn
Oczywiście, pytania przyszły za Tobą
Nieposłuszne, jak zwykle
Nie wiedziały, że przyszły po raz ostatni
Powiedz, jak znalazłeś ogród
W którym czekało na Ciebie Słowo
I usłyszałeś śpiew
„Bierz i czytaj!”